Chciałem wam przytoczyć opowieść (legendę) nie wiem jak to mam to nazwać, na jaką natrafiłem na stronach naszych wsch. sąsiadów dotyczącą Twierdzy Brzeskiej.
Z pewnością wielu słyszało o zasypanych żołnierzach w twierdzy Przemyśl lub Osowiec. Tymczasem jak widać podobna „ legenda” dotyczy Brześcia.
Takie krótkie streszczenie.
Podczas odwrotu wojsk Rosyjskich z Polski w sierpniu 1915 roku, Forty w Brześciu Litewskim jak i wiele innych budynków miały być zniszczone przez wysadzenie w powietrze. Podziemia w pobliżu jednego z fortów służyły jako magazyn w którym były przechowywane zapasy żywności i umundurowania dla żołnierzy. Odpowiedzialny za nie pułkownik kwatermistrzostwa Korpusu, otrzymał rozkaz aby natychmiast wysadzić podziemia, wówczas powiedział, że to zły pomysł i wystarczy tylko wysadzić w powietrze wejście, skoro miejscowa ludność nie wie o istnieniu magazynu. Saperzy po rozmieszczeniu ładunków wysadzili wejście po którym nie zostało żadnych śladów. Wkrótce w Brześciu Litewskim, pojawili się Niemcy.
Lata mijały. Wojska rosyjskie do miasta nigdy nie wróciły, a były pułkownik carskiej armii po wojnie światowej jako emigrant znalazł się w Europie bez środków do życia. W 1924 roku przybył do Warszawy i polskiego rządu zaproponował układ: o sprzedaży tajemnicy lokalizacji podziemnych magazynów. Zawarto umowę i został on wysłany do Brześcia do dowództwa wojskowego, które w wyznaczonym obszarze nakazało odkopać wejście do podziemnego tunelu. Jako pierwszy do tunelu wszedł Polski podoficer z pochodnią. Ale zanim zdążył zrobić kilka kroków z głębi tunelu rozległ się okrzyk: "Stój! Kto idzie? "I rozległ się odgłos przeładowywania karabinu. Warta Rosyjska pełniona zgodnie z przepisami wojskowymi w zasypanym tunelu wszystkich zaskoczyła.
Dopiero po długich negocjacjach z polskim podoficerem i jego szefem udało się przekonać wartownika do opuszczenia posterunku. Był to brodaty mężczyzna w płaszczu, prawie nowych butach, z wzorową wyczyszczonym karabinem. Okazało się, że dziewięć lat temu, zapomniano o nim i nie zdjęto go z warty, i w ten sposób został pochowany żywcem w podziemiach. Przez te wszystkie lata człowiek ten miał nadzieję, że wojska rosyjskie wrócą do Brześcia, a następnie odkopią go w tym składzie. W magazynie miał duże zapasy herbatników, konserwy i innych produktów. Przez wąski szyb wentylacyjny do tunelu docierało powietrze. Nad jego głową przetoczyły się fronty, upadły imperia, nastały nowe władze i inne czasy.
Co wieczór, w otworze szybu wentylacyjnego widział gasnące światło, wówczas żołnierz na ścianie stawiał kreskę. A w niedziele szedł do pomieszczenia, gdzie przechowywana była odzież, aby włożyć czystą bieliznę i parę nowych butów na nogi. Brudne ubrania układał w stos pod ściany kazamaty. Jadł głównie konserwy, tłuszcze i dokładnie oliwił broni i amunicję. Zapasów świec, wystarczyło na okres czterech lat, po których żołnierz został skazany na wieczne ciemności. Kiedy ten biedny człowiek wyszedł z podziemi, w jasnym świetle słonecznym, natychmiast oślepł. Mówią, że został przewieziony z Brześcia do Warszawy, gdzie był leczony przez polskich lekarzy. Później wyjechał do domu - na Ukrainę, nad Don, gdzie ślad po nim zaginął.